O Justynie Kowalczyk i ZUS-ie zarazem

O Justynie Kowalczyk ostatnio znowu jest głośno. Dołączyła do swojej bogatej kolekcji kolejny złoty medal Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Przy czym zrobiła to w na tyle niesprzyjających dla siebie okolicznościach (biegła m. in. ze złamaną stopą), że próba oddania jej sukcesu w słowach jest nie tyle trudna, co niemożliwa. Nawet mając w orężu tak elastyczny język jak polski. Co prawda w internecie można przeczytać co bardziej chwalebne opisy jej wygranej.  I dobrze! Ale to jak porywanie się z motyką na słońce. Jedynym, który moim zdaniem sięgnął ideału Justyny, jest Tomasz Zimoch. Chapeau bas!

Niemniej nie o tym chciałem, bowiem o Justynie i jej sukcesie rozpisano się już w prawie każdym miejscu. Więc w jakim kontekście o tym wspominam? Jaki związek ma Justyna z ZUS-em?

Chciałoby się powiedzieć: żaden. Niestety wyobraźnia pewnego lekarza orzecznika działającego w Oddziale ZUS w Nowym Sączu każe sądzić inaczej. Mianowicie lekarz ten, zapewne nie mogąc wyjść z podziwu nad sukcesem Justyny, postanowił wykorzystać to podczas badań swojego pacjenta. Stwierdził bowiem, że skoro Justyna Kowalczyk może biegać ze złamaną nogą, to pacjent może pracować. Można powiedzieć: wypowiedź iście kinowa. Tyle, że nie jest to ani kino, ani nawet serial o lekarzach. Jest to akcja rozgrywająca się w rzeczywistości. Albo raczej była…

Z całością scenariusza możesz zapoznać się klikając w poniższy link:

“Lekarz orzecznik stwierdził, że skoro Justyna Kowalczyk może biegać ze złamaną nogą, to ja mogę pracować”